Kto jak nie on zasłużył sobie w takim stopniu na własny przydomek?
Określa się go jako Beastbrook i nie są to przelewki, bowiem Amerykanin w tym sezonie dał z siebie 200% normy. Russel Westbrook dokonał tego, co wydawało się niemożliwe. Można chyba powiedzieć, że przekroczył granice człowieczeństwa, bowiem rekord, który ustanowił, wydawał się poza zasięgiem kogokolwiek. 42 triple-double w jednym sezonie brzmi wręcz niedorzecznie, na swój sposób absurdalnie. A jednak znalazł się człowiek zdolny tego czynu. Już sam wynik dotychczasowego lidera, Oscara Robertsona wydawał się niezagrożony i wszystko wskazywało, że taki stan rzeczy utrzyma się na długie lata. Minionej nocy historia działa się na naszych oczach, bowiem o tym czynie opowiadać będziemy następnym pokoleniom. Miejsce w annałach zawodnik Oklahoma City Thunder zapewnił sobie w meczu wyjazdowym przeciwko Denver Nuggets. I choć jego rzuty pogrążyły szanse gospodarzy na występy w play-off, zebrana tłumnie publiczność nie szczędziła owacji na stojąco. Warto nadmienić, że to absolutnie fantastyczne osiągnięcie nie jest jedynym w tym sezonie, jakiego dokonał Russel. O ile pierwszy ze wspomnianych przydomków przylgnął do niego już w trakcie sezonu 2016/17, o ile ten drugi przypieczętował po zakończeniu ostatniego meczu, kiedy pewniakiem stało się, że na koniec osiągnie on średnią na poziomie triple-double. Oznacza to, że wyciągając średnią ze wszystkich meczów wyjdzie nam, że Mr. Triple-Double co mecz osiągał dwucyfrową ilość punktów, asyst i zbiórek. Co za piękne miesiące za Westbrookiem. I choć jego OKC nie są faworytami w play-off, sam Westbrook nie traci wiary w kolegów i zapowiada ciężki pojedynek z Houston Rockets. Szykuje nam się zacięte widowisko. Czy możemy spodziewać się utrzymania formy filara lidera Oklahoma City Thunder? Fani na pewno na niego liczą.